wtorek, 30 kwietnia 2013

Miodowa rozjaśniająca maska do włosów-KOSZMAR!

Jak już wspominałam chciałabym delikatnie rozjaśnić moje blond włosy. Jak wiadomo najlepszymi sprzymierzeńcami w walce o jaśniejsze refleksy są: rumianek, cytryna i miód
Przeczytałam na wizażu o maseczce z miodu. Zachęcona pozytywnymi opiniami pobiegłam do kuchni po miód. Zmieszałam ze sobą miód i odżywke/maske w stosunku 1 : 2. Na umyte wcześniej włosy szamponem z SLS nałożyłam maskę, zawinęłam w czepek i ręcznik i zostawiłam na 4 godziny.
I to był zdecydowanie najgorszy dzień moich włosów! NAJGORSZY! Najgorszy ze wszystkich bad bad bad hair day odkąd pamiętam!
Włosy zawinęłam w koczka-ślimaka, bo przecież trzeba jakoś normalnie funkcjonować. Okazało się, że to nie było najlepsze rozwiązanie. Włosy jeszcze bardziej sie poplątały, pogniotły i wszystko co najgorsze.
fuj :/ wygląda jak skudłacony pies (bez obrazy dla skudłaconych psów) albo i gorzej

Następnego dnia nałożyłam na całe włosy olejek łopianowy z olejkiem herbacianym Green Pharmacy na 8 godzin. Olejowałam włosy "na rosołek" :) W międzyczasie dodałam jeszcze warstwe oleju na końce, bo wysoko porowe włosy bardzo szybko chłoną olej. Potem umyłam dwukrotnie szamponem Babydream metodą kubeczkową. Włosy nadal były strasznie poplątane. Stwierdziłam, że na sucho ich nie sam rady rozczesać, a odżywka na takie splatane włosy (w moim przypadku) nic nie daje. Nałożyłam na całe włosy tone odżywki i powoli, delikatnie przeczesywałam palcami dodając więcej odżywki. Na rękach, na wannie, na wszystkim było mnóstwo włosów. Łącznie wypadło ich z 200 albo i więcej. Cała wanna była w kłaczkach, a ja płakałam jak dziecko. Ale udało się opanować busz na głowie. Po spłukaniu zrobiłam jeszcze cynamonową płukanke (o tym w następnym poście).
Myślę, że jest znacznie lepiej ;) 

To tak KU PRZESTRODZE. Dziewczyny z włosami o wysokiej porowatości powinny uważać z miodem. Ja jeszcze wtedy tego nie wiedziałam, ale teraz wiem, że miód nie jest dla mnie. Oczywiście nie jest to reguła, każde włosy reagują inaczej. :)


Mam 2 tygodnie wolnego w szkole. Wreszcie będę mogła porządnie zająć się włosami. 
Ale żadnych już eksperymentów z miodem ;)

piątek, 26 kwietnia 2013

Laminowanie włosów.

Jakiś czas temu laminowałam włosy. Było to moje drugie laminowanie. Efekty może nie są jakieś szalone, ale  żelatyna na moich włosach też nie spowodowała spustoszenia, więc od czasu do czasu będę wykonywać taki zabieg :)

Przygotowanie:
Do małego szklanego naczynia wsypałam łyżkę żelatyny, zalałam gorącą wodą (2 łyżki) i długo mieszałam, aż do rozpuszczania się wszystkich kryształków. Po ostygnięciu dodałam maskę (wybaczcie, nie pamiętam jaką). Ważne, żeby w masce nie było silikonów, dodatkowe proteiny też będą zbędne. Dodałam jeszcze łyżeczkę oliwy z oliwek. Wszystko zmieszałam.

Nakładanie:
Mieszankę nakładałam starannie pasmo po paśmie. Włosy zawinęłam w foliowy czepek i ręcznik. Trzymałam 45 minut. Po tym czasie spłukałam (wszystko ładnie się wypłukało, dlatego właśnie ważne jest, aby kryształki żelatyny dobrze rozpuściły się w wodzie). Następnie umyłam włosy delikatnym szamponem metodą kubeczkową i nałożyłam odżywkę na końce włosów na 10 minut.

Efekt:
Nie podobał mi się ich wygląd. Końcówki były tępe, spuszone i wyglądały źle, co widać na zdjęciu powyżej, ale...
były bardzo mięciutkie, przyjemne w dotyku.

Podsumowanie:
Postaram się jeszcze popracować nad metodą laminowania, metodą prób i błędów może dojdę do mojej idealnej żelatynowej mieszanki. 
Moje włosy po laminowaniu:
-od czubka głowy do mniej więcej 2/3 długości włosy były gładkie
-końce spuszone, tępe, suche
-włosy bardzo mięciutkie
-blasku nie zauważyłam większego niż zwykle
-włosy nabrały objętości
-przez końcówki włosy były ciężkie do okiełznania

Włosy następnego dnia po umyciu delikatnym szamponem i użyciu odżywki, wysuszone naturalnie:
Wyglądają lepiej niż zwykle i lepiej niż świeżo po laminowaniu. O ich miękkości już nie będę się rozwodzić, powiem tylko, że w dotyku były jak jedwab :)

Niedługo mam zamiar powtórzyć laminowanie :)


niedziela, 21 kwietnia 2013

Rozjaśniająca mgiełka do włosów.

Dziś chciałabym się z wami podzielić cudem jaki stworzyłam :)
Chcąc rozjaśnić moje blond włosy zakupiłam rumianek. Po fakcie przypomniałam sobie, że zeszłego lata to właśnie rumiankowe płukanki były powodem plątania się moich włosów. Wpadłam więc na pomysł, żeby inaczej wykorzystać ziółka i zrobić z nich mgiełkę.

Potrzebujemy:
-buleteczka z atomizerem
-1-2 torebki rumianku
-pół łyżeczki miodu
-woda 100ml
-gliceryna

Jak przygotować?
A więc przygotowanie jest banalnie proste. Do szklanki wrzucamy 1-2 torebki rumianku i zalewamy 100ml gorącej wody(nie wrzącej).Zostawiamy na 10 minut po czym wyjmujemy torebki. Przelewamy do buteleczki z atomizerem i dodajemy kilka kropli miodu. Dodajemy 5 kropli gliceryny (ja dodałam, ale nie jest konieczna). GOTOWE :) Należy przechowywać w lodówce maksymalnie tydzień.

Efekt:
Po kilku dniach codziennego używania już widzę lekką różnicę. Wiadomo, że rumianek i miód nie rozjaśnią mi włosów do platyny, ale na włosach widać jaśniejsze refleksy. Bardzo się z tego cieszę :)
Poza rozjaśnieniem zauważyłam też, że moje włosy niesamowicie błyszczą. Ostatnio moje włosy tak błyszczały gdy miałam z 10 lat, a moje kłaczki były nienaruszone żadnymi farbami, prostownicami itp. Coś pięknego. Po spryskaniu trzeba włosy rozczesać, gdy tego nie zrobiłam włosy były leciutko sztywne. Po rozczesaniu są bardzo miękkie. Gdy przeczesuję włosy rękę czuję jakby ich było więcej. Włosy się nie plączą, a wręcz jest je łatwiej rozczesać.

Jak używam:
Gdy spędzam dzień w domu spryskuję włosy 4-5 razy dziennie dla lepszego efektu rozjaśnienia. Nie zauważyłam, żeby włosy były obciążone, nie przetłuszczają się bardziej, a spryskuję także włosy u nasady.
Gdy jest dzień szkolny spryskuję włosy rano, po południu i po myciu włosów na noc.


Myślę, że zamiast rumianku można by dać inne zioła, inna opcja dla blondynek, np. lipa natomiast ciemnowłose mogą użyć szałwie, kore dębu czy liście orzecha włoskiego.
Trzeba jednak liczyć się z tym, że miód rozjaśnia włosy. 



piątek, 19 kwietnia 2013

Plan zapuszczania włosów.

Miał być post o laminowaniu, ale nie będzie, bo pendrive, na którym mam zdjęcia z laminowania został w internacie. Musiałam spakować jak najmniej rzeczy (zapakowałam się w jedną małą torbę, jestem mistrzem upychania ;D), bo jechaliśmy na strzelnice, a stamtąd od razu do domciu bez powrotu do internatu. Tak się starałam zabrać mało rzeczy, że zapomniałam o pendraku. A miałam na nim kilka fajnych filmów, które miałam zamiar obejrzeć, no i te zdjęcia, eh. A właśnie, pochwalę się-na strzelnicy miałam 74/100pkt. Całkiem nieźle ;)

A więc, przechodząc do tematu, wbrew temu co pisałam TU, jednak zdecydowałam, że będę zapuszczać włosy. Długie włosy to coś o czym zawsze marzyłam. Może dlatego tak bardzo chcę je mieć, bo zawsze miałam krótkie fryzurki. Za niecały rok studniówka, chciałabym do tej pory, żeby przybyło mi 10cm włosów :) Eh, pomarzyć sobie mogę. Moje włosy normalnie rosną niecały centymetr.

Ale mam już plan i będę się starała go jak najlepiej zrealizować :)
Na razie mam plan do końca wakacji, potem zobaczymy :)


PLAN ZAPUSZCZANIA WŁOSÓW:

Pokrzywa+skrzyp-piję regularnie od półtora roku, co 3 miesiące robię miesiąc przerwy. Od 1.05 do 31.07

Siemię lniane-kuracje zaczęłam 29.03, nie wiem do kiedy potrwa, ale chyba siemię zostanie ze mną na dłużej, bo polubiłam chrupanie ziarenek :)

Suplementy-tabletki Skrzyp Optima Forte (z Biedronki ;p) od 14.04 do 28.05

Masaż-masażerem dołączonym do tabletek :)

Woda pokrzywowa-ze względu na alkohol denat w składzie stosuję 2-3 razy w tygodniu. Nie pamiętam dokładnie kiedy zaczęłam ją wcierać, ale ok.3 tygodnie temu. Będę stosować do czasu rozpoczęcia kuracji Jantarem i po skończeniu jej.

Jantar-zakupiłam niedawno, cudów się nie spodziewam, ale może pomoże ;) Producent zaleca po 3 tygodniach kuracji przerwać ją i wznowić po kilku dniach. Nie wiem na ile mi wystarczy jedna buteleczka, ale liczę na 2 kuracje.Od 26.04 do 16.05 i od 24.05 do 13.06

Kozieradka-tyle o niej dobrego można poczytać na blogach, więc muszę spróbować i ja. Przeznaczyłam sobie na ten cel całe wakacje. Czyli lipiec i sierpień będą miesiącami wcierania śmierdzącej (czy jak kto woli pachnącej) rosołkiem kozieradki.

Seboradin z czarną rzepą-ostatnia kuracja zakończyła się niepowodzeniem i zwiększoną ilością wypadających włosów po umyciu. Spróbuję, jeśli znowu zauważę wypadanie to przeznaczę resztę balsamu jako odżywkę na długości (w tej roli spisuje się fajnie).



Polecacie coś jeszcze? :)

niedziela, 14 kwietnia 2013

Jak poprawić sobie humor? ;)

Dzisiaj taki post o wszystkim i o niczym. W związku z moim dobrym humorem, który zapewnił mi wczorajszy dzień, chciałabym was zachęcić do stworzenia swojej listy poprawiaczy humoru

MUZYKA
bo muzyka potrafi wyzwolić w człowieku niemal każde uczucie, radość też. Najbardziej lubię słuchać piosenek, które kojarzą mi się z czymś miłym. Lubię też czasem wracać do muzyki, której słuchałam w dzieciństwie.

Mr.Big-To be with you
Happysad-Słońce
Video-Szminki róż
Video-Środa Czwartek
nie jestem jakąś fanką, po prostu te dwie piosenki są takie pozytywne ;)

POZYTYWNI LUDZIE
nikt mnie tak nie nastraja pozytywnie jak ludzie z podobnym poczuciem humoru :)

Igłą Szyte
miłośnicy siatkówki wiedzą o co chodzi. Igłą szyte to filmiki z życia naszych polskich siatkarzy "od kuchni". Bardzo zabawne, wszystko jest naturalne, nie naciągane, zawsze wprawia mnie w dobry humor ;) 
Filmiki o siatkarzach (nie tylko z "Igłą szyte") mogę oglądać godzinami, aż czasem tracę rachubę czasu.

Niekryty Krytyk
jest ktoś kto go jeszcze nie zna? Kocham jego poczucie humoru.

PewDiePie
Wariat, inaczej bym go nie określiła. Oglądanie jego wygłupów pozwala mi zapomnieć o wszystkim co nieprzyjemne. Wystarczy minimalna znajomość języka angielskiego, aby zrozumieć co on mówi. 

HarlemShake
Tego się nie da skomentować, trzeba zobaczyć ;)

FILMY/SERIALE
Na pewno każdy ma taki film lub serial, przy którym nie możne przestać się śmiać. Moim ulubionym jest serial: JAK POZNAŁEM WASZĄ MATKĘ

WSPOMINANIE DOBRYCH CHWIL
Założenie pamiętnika w dniu 21.05.2008 było chyba najlepszą decyzją w moim życiu. Do tej pory pojawiają się w nim nowe wpisy(choć teraz sporadycznie), ale jakie to fajne móc otworzyć zeszyt na jakąkolwiek stronę i przenieść się myślami w tamten dzień. Aż się łezka w oku kręci jak sobie pomyśle o tych wszystkich pięknych chwilach, które przeżyłam.

PRZYJACIELE
Natura, słońce, przyjaciółka, piwo-i właściwie nie potrzeba nic więcej do szczęścia ;)

HOBBY/INNE
-śpiewanie, gdy jestem sama w domu
-jazda na rowerze
-bieganie
-zabawa z psem, jakimkolwiek, kocham wszystkie psy
-rysowanie bohomazów ;)
-zakupy :D
-fotografowanie
-oglądanie meczów siatkówki
-spacery w lesie, na łące
-piękna pogoda-dla mnie to 25 stopni, słońce, ten czas po deszczu gdy powietrze jest tak cudownie czyste i świeże, delikatny wietrzyk :)

Polecam każdemu stworzenie takiej listy. W gorszy dzień na pewno się przyda :)


Wczoraj byłam na dużych zakupach. Dużych, bo miałam kupić jedną parę butów, a skończyło się na...
kupiłam zamierzone czarne balerinki i jeszcze parę uroczych malinowych (nie wiem jak one się nazywają), takie szmaciane buty, których wszędzie pełno. Nie mogłam się powstrzymać ;) Będąc w Biedronce natknęłam się na zestaw tabletki ze skrzypem+masażer. Wzięłam bez zawahania. Nie można przecież przepuścić takiej okazji ;) A z związku z tym, że postanowiłam jednak zapuszczać włosy, wbrew temu co pisałam kiedyś, zakupiłam wodę pokrzywową i Jantar, który ujrzałam w sklepie zielarskim i tego dnia była jeszcze zniżka -10%, no więc grzechem byłoby nie skorzystać ;) Do płukanek kupiłam rumianek i cynamon. Zapewne kupiłabym jeszcze kilka odżywek i masek, gdyby nie moja cudowna przyjaciółka, która postanowiła wyleczyć mnie z zakupoholizmu :P 
A teraz siedzę sobie z olejkiem na włosach, słucham poprawiającej humor muzyki i piję herbatkę :)
Życie jest piękne ;)

w piątek laminowałam włosy, za tydzień wstawię jakieś zdjęcia i podzielę się efektami
No to do piątku  :*


niedziela, 7 kwietnia 2013

Bieganie. Just do it ;]

Jakiś czas temu postanowiła, że zacznę biegać. Póki co jest to niemożliwe, gdyż aura panująca na dworze nie jest sprzyjająca, a ja nie chcę być chora, więc zacznę kiedy pogoda poprawi się.

Moja historia z bieganiem wygląda następująco: jako dzieciak uwielbiałam biegać, zawsze byłam najszybsza i najzwinniejsza ze wszystkich rówieśników, pomimo, iż byłam jedną z niższych. Mniej więcej w wieku 11 lat zaczęłam dotkliwiej odczuwać odziedziczoną po mamie chorobę, zwie się ona erytromelalgia. Objawia się ona zaczerwienieniem dolnych kończyć z towarzyszącym temu piekącym palącym bólem. Wierzcie mi, że to nic przyjemnego. Wystarczyło 10 minut wysiłku fizycznego a ja padałam na ziemię z płaczem. Przestałam biegać. Znienawidziłam dosłownie każdą formę ruchu, która przynosiła ból. Ale nie o tym, nie piszę tego, żeby się pożalić. Jakiś rok temu postanowiłam sobie, że nie mogę przegrać z chorobą, że jestem od niej silniejsza i stawię jej czoła. Od tamtej pory daję z siebie wszystko na wfie mimo, iż nogi palą, ćwiczę w domu, odpijam piłkę na podwórku, jeżdżę rowerem. Im lepszą mam kondycję tym ból przychodzi później (nie jest to udowodnione, ale takie własne spostrzeżenia). Jedyne czego jeszcze nie próbowałam to bieganie. Dlatego zaczynam :D Nie można się dać chorobie. Jeśli się nie uda i nogi będą bolały to przestanę, ale warto spróbować, zwłaszcza, że kocham biegać.

Nie wiem dokładnie od kiedy, podejrzewam, że zacznę w przyszłym tygodniu, kiedyś śnieg stopnieje i wyjdzie do nas słonko :) Towarzyszyć mi będą dwie koleżanki. Zawsze to lepiej biegać z kimś :)
Będziemy biegać od 18.30. Wolny czas w internacie spożytkujemy na coś wartościowego.  



Kilka zasad, żeby nie zrobić sobie krzywdy podczas biegania:

-najlepiej biegać po miękkich ścieżkach i trawiastych boiskach, ja właśnie na takowym boisku będę biegać

-odpowiednie buty stworzone do biegania, które odpowiednio trzymają stopę i zapewniają jej amortyzację. Ćwiczenie w nieodpowiednich butach może prowadzić do kontuzji, które najczęściej powstają stopniowo, przez co początkowo nie zauważamy, że coś się dzieje niedobrego. Ja zacznę biegać w zwykłych butach niesportowych, przekonam się czy bieganie jest dla mnie czy nie. Jeśli tak, zainwestuję w porządne buty. 

-nie forsujmy się, nie powinno się od razu pokonywać dużych dystansów, należy stopniowo zwiększać odległość, nie gwałtownie.

-przed bieganiem nie rozciągamy się, zaczynamy od łagodnego truchciku, żeby rozgrzać mięśnie, następnie możemy się lekko rozciągnąć. Rozciąganie nierozgrzanych partii mięśni jest częstym powodem kontuzji.



Nie pozostaje mi nic więcej tylko zachęcić was do biegania.
DLA ZDROWIA
DLA KONDYCJI
DLA ZGRABNEJ FIGURY








piątek, 5 kwietnia 2013

Wreszcie zdjęcia :)

Mam dobrą wiadomość dla wszystkich tych, którzy mają już dość zimy! Ponoć od poniedziałku ma już być ciutke lepiej. A od środy to już w ogóle szaleństwo, aż 9 stopni :) Oby :)
Powiem wam, że mam już takiego bzika na punkcie włosów, że odżywki, szampony i maski śnią mi się po nocach. A to koszmarki :]

A dzisiaj zbombarduję was zdjęciami moich włosów, choć może to zbyt duże słowo :) Trochę jednak zdjęć (fatalnej jakości, przepraszam, nie mam jeszcze aparatu) się pojawi :) Tak, żebyście w ogóle wiedziały jak prezentują się moje włosy.

20.02 
przed podcięciem (suche, brzydkie, fuj)

20.02 
po podcięciu (one nie są krzywo podcięte, po prostu z jednej strony bardziej się podniosły(pofalowały?), to normalne dla moich włosów) 

06.03
taki puszek troche :] leciutko się pofalowały

24.03
rzadko się to (niestety) zdarza, ale czasem na mojej głowie pojawia się coś takiego, zupełnie naturalnie :)
widać? mam nadzieję, że tak ;)

28.03
a tu prawie proste

a tu starałam się uchwycić mój kolor, ale chyba nie za bardzo się udało :)
zapuszczam naturalki, wygląda to jak wygląda, ale farbowanie im nie służy
(4 zdjęcie chyba najbardziej oddaje rzeczywisty kolor)

i jeszcze kłosek z kokardką :)

28.03

Nie bójcie się, nie będę was w każdym poście męczyć tyloma zdjęciami, po prostu chciałam umieścić na blogu to co udało mi się sfotografować w ostatnim czasie :)

PS. Wybaczcie mi tą wszechobecną łazienkę ;P
Ma ktoś pomysł na wydobycie skrętu? :)

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Moja włosowa historia.

Jak wszyscy to i ja :) Przedstawię wam moją historię włosową. Nie mam wielu zdjęć, coś tam jednak udało mi się odnaleźć w komputerze. 

Jako mała dziewczynka miałam bardzo jasny blond włosy, wręcz platynowe. Zawsze były krótkie, mama dla wygody ścinała mi je na pieczarkę. Nie przeszkadzało mi to, nie zwracałam uwagi na to co miałam na głowie. W 2 klasie podstawówki (komunia św.) włosy były prawie do ramion. Właściwie przez całą podstawówkę miałam mniej więcej taką długość, może nawet trochę za ramiona. Włosy miały ładny odcień blondu-złocisty, lekko popielaty. Były zdrowe, błyszczące, ale rzadkie, delikatne i bardzo cieniutkie. Od zawsze byłam posiadaczką cieniusieńkich i bardzo słabych włosów. Cóż, geny...

Potem nadeszło najgorsze-gimnazjum! Pod koniec pierwszej klasy (kiedy moje włosy przybrały już mysi odcień) zachciało mi się blondu. Młoda byłam i głupia, więc sięgnęłam po rozjaśniać.Wybór padł na firmę Avon, bo koleżanka akurat była konsultantką. Efekt? Początkowo było fajnie. Włosy nabrały ładnych refleksów. Ale było mi mało i oczywiście ponownie sięgnęłam po ten sam rozjaśniacz. Efekt? Tragedia. Nie będę tego komentować, po prostu wstawię zdjęcie...

musiałam uciąć zdjęcia, bo są na nich osoby trzecie :)

Jak widać włosy są cienkie i bardzo rzadkie. Na zdjęciu widać okropny żółtawy odcień-jajecznica. Można się też dopatrzeć mojego naturalnego mysiego koloru, którego szczerze nie znoszę :] Obecnie jest jeszcze ciemniejszy.

Potem moja ciocia fryzjerka (chcąc wrócić do naturalnego koloru) zafarbowała mi włosy jakąś farbą Loreala, nie pamiętam dokładnie jaką, ale w kolorze ciemnego blondu. Kolor wyszedł smutny, zdecydowanie ciemniejszy niż mój naturalny i zupełnie nie pasował do mnie. Moja kochana ciocia ścięła mi także z 7cm włosów tępymi nożyczkami! To się nazywa mieć pojęcie o swoim zawodzie... Po całym tym nieszczęsnym zabiegu płakałam kilka godzin. Teraz z perspektywy czasu jest to dla mnie zabawne, ale wtedy było tragedią ;) Nie mam zdjęć. Kolor wypłukał się całkowicie po kilku myciach.

Potem przyszedł czas na szamponetki. Zafarbowałam tylko raz na brąz:

Efekt bardzo mi się podobał :) Na zdjęciu widać jak malutko mam włosów. Pamiętam, że w rzeczywistości były błyszczące, zachwycałam się wtedy tym efektem, na zdjęciu wyglądają na matowe.

W tym okresie też zaczęłam włosy prostować. Miałam okropną, bardzo oporną prostownicę. W dodatku prostowałam mokre włosy bez jakiegokolwiek zabezpieczenia. Szczęście, że prostownica po ponad pół roku popsuła się. Z tego co pamiętam w tym okresie chcąc rozjaśnić włosy moczyłam je w soku z cytryny i suszyłam je na słońcu (wiem, coś strasznego, jak o tym teraz pomyśle to aż ciarki mnie przechodzą), chodziłam spać w mokrych włosach, moja "pielęgnacja" ograniczała się do szamponu.

W 3 klasie gimnazjum, mając dość okropnych odrostów na pół głowy, zdecydowałam się zafarbować włosy na blond. Była to pianka Schwarzkopf, która bardzo przypadła mi do gustu. Kolor wyszedł dokładnie taki jak miał być, włosy nie wypadały po niej bardziej niż zwykle i nie zniszczyły się jakoś bardzo. Farbowała nią około 4 razy. Ostatni raz był w maju 2012 roku, to było pod koniec 1 klasy liceum. Wtedy właśnie, załamana sypiącymi się włosami, postanowiłam więcej nie farbować. Włosy były w opłakanym stanie. Wychodziły garściami, a i tak miałam ich malutko. Łamały się strasznie, każde dotknięcie włosów powodowało, że leciały kawałki włosów. O ich wyglądzie lepiej nie będę się wypowiadać, bo wyglądały tragicznie! Niestety nie mam zdjęć z tego okresu.

W wakacje 2012 roku nastąpił jakiś przełom, zupełnie przypadkowo. Szukałam w internecie czegoś zupełnie nie związanego z włosami kiedy przypadkiem natknęłam się na bloga Mysi. W ciągu jednego wieczoru przeczytałam wszystkie posty, część porad wypisałam sobie na kartce. Tak mnie to wciągnęło, że po całych dniach wertowałam różne strony i blogi o tematyce włosów. Zapisałam wtedy mnóstwo kartek. Zapisywałam wszystko: jak przeczytałam jakąś pozytywną opinie o produkcie to już chciałam go mieć, zapisywałam nazwy substancji w kosmetykach-te dobre i te złe, różne porady, triki itp.

Takie włosomaniactwo z pierwszego zdarzenia zaczęło się jakoś w sierpniu, wtedy ograniczało się do szamponu, odżywki/maski i serum na końcówki. Powoli zaczęłam używać olei, dodawać półprodukty do masek. 
Na początku września włosy wyglądały tak:
wybaczcie jakość, tylko takie zdjęcie mam ;/
Cóż, wyglądały nadal beznadziejnie, ale wtedy pozbyłam się bardzo zniszczonych końcówek i zaczęłam odżywiać włosy, dzięki czemu były bardziej miękkie.

Teraz nadal nie mogę o nich powiedzieć, że są ładne czy chociaż w miare. Niestety nie mam zbyt wiele czasu na ich pielęgnację, ale dbam w miarę możliwości i pociesza mnie fakt, że przynajmniej ich stan się nie pogarsza.
Oto moje włosy teraz:
(na razie mam tylko to zdjęcie, niedługo kupię kabel i będzie więcej zdjęć, bo to foto nie do końca oddaje ich wygląd)
wyglądają na żółte, ale to tylko światło
Od góry mój naturalny kolor. W rzeczywistości włosów jest trochę więcej, po prostu mam taką fryzurę, że wierzchnie włosy zebrane są dobierańcem do tyłu.

No i podsumowując moje włosy teraz a na początku mojej przygody z dbaniem o włosy:
-włosy wypadają zdecydowanie mniej
-końcówki są w znacznie lepszym stanie (w sumie podcięłam ok. 8cm)
-systematycznie pojawia się mnóstwo babyhair (a nie robię nic szczególnego w tym kierunku-piję pokrzywę, był Seboradin przez 3 tygodnie, wcierka pokrzywowa i trochę olejowania skalpu i właściwie tyle, nic szczególnego)
-włosy są mięciutkie, koleżanki z klasy zawsze macają moje kłaczki i zachwycają się ich miękkością :) chyba jedyny plus cienkich i delikatnych włosów to to, że są bardzo miłe w dotyku, ale kiedyś takie nie były, wcześniej były sianowate i w dotyku jak papier ścierny :P (żarcik)

Nie wiem czy ktokolwiek przeczytał w całości moje wywody, ale napisałam ten post tak sama dla siebie, żeby pamiętać jaka okrutna byłam dla moich włosów :)